O remontach, fachowcach i meblach

Dawno nic nie było, więc dzisiaj będzie o remontach o wolnym czasie, o jesieni i o..gólnie.

Jestem hejterem, żywym komentatorem rzeczywistości, wytykaczem paluchem, sarkastycznym wyśmiewaczem itp. Jestem i już, ale jakoś ostatnio w moje ręce nie wpadło nic szczególnego, bo i nic szczególnego wpaść nie miało okazji. Ale dzisiaj wpadło – ogłoszenia w internetach „sprzedam to i owo”. Wstęp będzie przydługawy i dygresyjny ale rzuci trochę światła na to jak szukałam czegoś ładnego a obudziłam w sobie potwora hejtu 😉

Ponieważ nadeszła jesień długimi cieniami, deszczem, zimnem i ogólnie melancholią, nadeszła więc okazja aby przyjrzec się swojej chacie. Chacie, która od pięciu lat jest w stanie permanentnego remontu. Jak się jedno prawie skończy to drugie się zaczyna a w międzyczasie okazuje się, że fachowiec od pierwszego to partacz i w sumie to pierwsze należałoby poprawić, by po zastanowieniu dojśc do wniosku, że skoro wszędzie jest rozpi…dziel to i trzecie można zacząć, tak żeby dorównać do średniej.

remont

Ale do rzeczy.

Za miesiąc będzie rok jak nie mam lustra w łazience (nie mam też wieszaka na ręczniki ani na prysznic, szafki na junkers, szafki pod umywalke; 2 dni temu kupiłam dywanik… tylko czemu pomarańczowy?!). Za miesiąc będą dwa lata jak pan od kuchni rozpłynął się w powietrzu i serio zastanawiam się czy nie poszukać nowego (cholerny partacz). Za miesiąc będzie rok jak szafka na buty z przedpokoju wylądowała pod stołem w salonie i stoi tam do dziś (bez butów…). Za miesiąc będzie dobre 1,5 roku jak zmieniliśmy kanape przez co zasłony wiszą pod kątem aby się za nią zmieścić. Możnaby przesunąć karnisz ale wtedy będą dziury w suficie. Możnaby pomalować, ale wtedy trzebaby cały sufit lecieć a to za dużo roboty, bo jak malować sufit to w narożniku ściany gładź odpadła. Możnaby naprawić ale nie ma chyba czym pomalowac bo farba nazywała się „grafitowy mrok” czy „zmierzch zombie” (nie wiem jak sie nazywała), pozatym to było ze 3 lata temu i już pewnie nie dostane takiego samego odcienia więc trzebaby wszystko przemalować, a że tą samą farbą mam paćnięte w dwóch innych pokojach … za dużo roboty no…

Dodatkowo u mnie w domu wyszło na jaw, że wszyscy fachowcy, którzy nie są załatwieni przeze mnie okazują się być partaczami. Wszysy bez wyjątku. Załatwiałam już hydraulika, gazownika, pana od centralnego ogrzewania, panów od okien i kafelkarza. Takie fatum. A teraz, dziewczyny, ręka w górę, która z was lubi dzwonić do fachowców i z nimi rozmawiać… Ja się zawsze czuję jak przygłup. Pomimo inżynierskiego wykształcenia, uprawnień elektrycznych na montaż i nadzór, uprawnień do chodzenia po dachach i montowania solarów, wszystkowiedzącej mamusi, która potrafi naprawić wszystko a jak nie potrafi to robi coś, że działa… To i tak te wszystkie uśmieszki i kpinki „baba dzwoni” wyprowadzają mnie z równowagi i nie dzwonię, o ile nie kończy się to brakiem kafelek w polowie łazienki w najdziwniejszych miejscach, kiblem na takiej wysokości, że dyndają nogi, brakiem ogrzewania, wybuchem lub brakiem okna i wywaloną wielką dziurą w ścianie przez kilka godzin w połowie listopada (poza wybuchem wszystko przerabiałam). Więc tą kuchnię możnaby zrobić, ale musiałabym zadzwonić do jakiegoś typa i wytłumaczyć mu, że nie, na pewno nie chcę nowych mebli, chcę tylko żeby stare wyprostował i ewentualnie zmienil blat (bo biały blat w kuchni to jednak był błąd). Mogę znaleźć gazownika, który podłączy tylko skraplacz do junkersa bez wkręcania mnie, że wszystko tu jest źle zamontowane i paaaaaani to minimum 5 stów. Mogę, ale jak pomyslę sobie jaka to odpowiedzialność to mi motywacja umyka (bo jeszcze będą partaczami i będzie na mnie).

Rozumiecie klimat. Generalnie możnaby się wygrzebać z tego i mieszkać jak biali ludzie, bo to pierdolety zostały i generalnie wykończeniówka. Z etapu wiader, gładzi i malowania wychodzi się szybko. Lustra można nie mieć rok i najgorsze jest to, że przestało mi to przeszkadzać. To absolutnie najczarniejszy etap urządzania – „w sumie to możnaby zrobić, ale przesało mi to przeszkadzać” Potem przychodzi etap „prędziej kupię nową chatę niż lustro”. I dlatego właśnie wlazłam na olxa, poszukać co ludzie fajnego mają na zbyciu. Jako nowoczesny ekoludek chcialam zeby to było coś czemu można nadać drugie życie. Zamiast na opał i w komin mogłoby zamieszkać u mnie, nieco podrasowane, umyte, uczesane i w nowych ciuchach.

Teraz będzie kolejna dygresja.

Pojawiając się od czasu do czasu w marketach budowlanych, kiedy mój małż klęczy prawie bez ruchu 35 minutę przed tą samą półką, oglądam sobie to i owo. Pasjonują mnie niezwykłe rzeczy: 30 cm gwoździe, klucze do śrub o średnicy talerza, wielkie gumowe młotki, wiertła do wiercenia w syberyjskim lądolodzie, wkręty do powieszenia czołgu na ścianie z regipsów, haki to zawieszenia tankowca w terminalu gazoportu i wszytkie te gigantyczne akcesoria, które w domu mam w rozmiarze XXS a tu są XXXL (przyglądam im się jak Obelix – w jednym z filmów trzymając skarabeusza stwierdza „hmmm… jaka wielka mrówka”). Dodatkowo porównuję specyfikacje pił mechanicznych do drewna itp. Wszystko jest fascynujące. Pozatym, że jestem niespełnionym rolnikiem jestem chyba również niespełnionym stolarzem. Stwierdziłam, że listopad będzie idealnym miesiącem na porządki w piwnicy, w której składuję smieci z ostatnich 5 lat remontu (wyciąganie deski snowboardowej przypomina ratowanie kompana wyprawy na everest z osuwającego się zbocza). Nie potrzebuję nikogo, sama sobie posprzątam piwnicę, bo ma z 10 albo 12 metrów i świetnie nada się na warsztaciolek do renowacji mebla jakiegoś.

To teraz do mebli. Mam w chacie głównie meble IKEA. Ot taka przypadłość: jedziesz, kupujesz, składasz i jeszcze dzisiaj mieszkasz jak człowiek 😉 ale zapragnęło mi się trochę drewnianych okazów, tak żeby było bardziej swojsko i klimatycznie, żeby trochę przełamać te wszystkie lakierowane fronty i sterylne linie (bo samej chacie do sterylności to daaaaleko). Oglądam co ludzie wystawiają i budzi się we mnie ten stwór straszny co to chowam go głęboko i udaję, że nie istnieje:

  1. Paaaaanie ! 3 stówy za stolik z palet?! coś Pan na głowę upadł? Zrobię sobie sama za 50!”
  2. „Stół kuchenny do renowacji? Oesu! to stół z bombardowania Warszawy? Za 120 zeta to kupię sobie nowy”
  3. „Lakierowany stoliczkuś na śniadanie z patyków. 3 stówy?? SERIO?!”
  4. „3 krzesła, każde z innej parafii i za jedno 3 dychy?! Chyba za wszystkie…”
  5. „Wstydliwy stół bez zakrywającej go firanki czuje się nagi – kup mnie to pokażę ci więcej”

na 11 stronie badziewia rezygnuję bo zaczynam czepiać się „Stołu – kotFicy”, zdjęć do góry nogami oraz „jarzyniówki” (to taka lampa a nie nalewka z jarzyŃ…) i wpisuję „skrzynia”. Miała kiedyś być taka militarna albo jakaś inna zamiast stolika przy kanapie. Walczę dalej.

6. „”Antyczna”? A co ona pamięta Sokratesa?”
7. „Skrzynia posagowa?! MAMI! Gdzie jest moja?!”

Stwierdzam, że naród okradł babcie, zrobił przegląd ich piwnic i strychów i wszystko wystawił na sprzedaż za 1000% realnej wartości. Przegniłe krzesła, dziurawe stoły, szafy bez półek. Moja babcia na stół i IKEI a całą resztę sprzątnęła powódź w ’97.

Chyba jednak ogarnę piwnicę. Załatwię Chodakowską na najbliższe 3 miesiące, dobry uczynek na następny rok, oraz oczyszczenie FengShui na kolejne 100 lat (no… do najbliższego remontu). A jak już to wszystko się nie uda to przemyślę jednak zmianę chaty na inną.

 

3 uwagi do wpisu “O remontach, fachowcach i meblach

  1. Nooo… Dzięki – co prawda to prawda – znaczy, że masz taką matkę – majsterkowiczównę 🙂
    A skrzynię posagową to powinien mieć facet nie kobitka bo przecież musi być jakiś argument żeby go wziąć!!! No to chociaż posag!
    Jednakowoż proponuję zamienić chatę na nową albo oddać nadzór nad fachowcami panu Z.
    A tak na marginesie – to jakiego starocia poszukujesz poza starą ramą do lustra?

    Polubione przez 1 osoba

    • Poza lustrem to.. no… nic konkretnego. Jak mi jakis staroć wpadnie w oko to znajde mu przeznaczenie 😉 ale przydałoby się coś na stolik do saloonu, jakies coś na szafki nocne, może kilka półek z bardzo starego drewna, szafka pod umywalke, komoda jakaś, coś na kształt biurka. Wiesz… jest milion potrzeb 😀

      Polubienie

Dodaj komentarz